Świat według Oliwki


O mapach na rajd słów kilka
20/04/2012, 10:55 pm
Filed under: konie | Tagi: , , , ,

Bardzo trudno wyobrazić sobie coś takiego jak wyjazd bez mapy (choć przyznam się, że mi samej zdarzyło się jechać bez, ale po znanej już trasie). Jednak żyjąc w 21 wieku mamy dostęp (przynajmniej teoretyczny) do niesłychanych możliwości.

Poczynając od GPSa, który bywa błędny, niepraktyczny jeśli chodzi o drogi polne, wymaga ładowania baterii, raczej nie lubi deszczu i ogólnie GPSowi mówię nie. Po prostu go nie lubię. Wiem, że wiele zależy od firmy, od jakości mapy, że pewnie są świetne, cudowne i wspaniałe oraz mężczyzna o pięknej barwie głosu mówi do nas przez cały teren… Ale moim zdaniem nie po to cofamy się w czasie jadąc konno, żeby wozić przy sobie elektroniczną mapę. Dla mnie w momencie kiedy wkładam nogę w strzemię, przenoszę się w jakąś styczną rzeczywistość. Nie mogę nie wspomnieć o zaletach GPSa – informuje nas o dokładnym położeniu (jeśli się łączy, bo jak nie to znajdujemy się w punkcie zero-zero, czyli w Kongo), tempie poruszania się (w przybliżeniu) i oczywiście jest możliwość obliczenia przebytej trasy. To są imponujące fakty, ale nie zmieniają mojego negatywnego nastawienia.

Mapy zwykłe są o wiele bardziej przydatne o ile są dokładne. Mało osób zdaje sobie sprawę, że polne drogi na niektórych  mapach zaznaczane są bardzo ogólnikowo. Myślę, że kwestię skali mapy, metod ich odczytu mogę sobie odpuścić – podejrzewam, że prowadzeniem rajdu i planowaniem trasy zajmą się osoby mające pojęcie o odczytywaniu mapy oraz posiadające niebywałe poczucie orientacji w terenie, a także intuicji, która może wskazać drogę na czuja. Wracając do map – ciężko mi powiedzieć jaka jest najlepsza, każda ma dwie strony medalu. Dobre są te z zaznaczonymi wszystkimi szlakami – pieszymi, rowerowymi i konnymi, ale tutaj trzeba mieć najnowszą mapę (zwłaszcza w górach!), bo szlaki często ulegają zmianom jeśli chodzi o kolorystykę czy przebieg. Mamy ogólne całego województwa można sobie wsadzić w buty, są za ogólnikowe i do niczego się nie nadadzą. Osobiście cenię sobie mapy ze starych wydań, sprzed 20-30 lat, są niezrównane jeśli chodzi o szczegółowość tras polnych. Ustępuje tylko mapom topograficznym, które dostać (przynajmniej w Lublinie) jest bardzo ciężko. Są one niestety nieporęczne (zwija się je w rulon), ale ich dokładność jest zadziwiająca. Bardzo je lubię, zwłaszcza za skalę 1: 50 000 (1 cm na mapie odpowiada 500m w terenie). To nic że są z 1965 roku.

Jeśli jesteśmy w kropce – przydatny może być.. podgląd z satelity! Wtedy widać wszelkie zawiłości terenu, można znaleźć niezaznaczony most, albo dokładnie zlokalizować miejsce docelowe. Czasem, gdy nie mamy mapy danego terenu, można sobie świetnie poradzić właśnie w ten sposób.

Jeszcze jedna uwaga – mapy bardzo łatwo zniszczyć. Nie boję się brać map składanych to nic, że potem wyglądają jakby je coś przeżuło i wypluło, ale jeśli chodzi o mapy topograficzne – lepiej brać ksero. Są dla mnie za cenne i mimo, że byłam w ODGiK to kupiłam ostatnie sztuki map właśnie w ksero – sklep, który kiedyś istniał, jak można się domyślać, już nie istnieje.

Gdzie kupować mapy? Punkty informacji turystycznej, punkty PTTK, dobre księgarnie, czasem jakiś hipermarket. Niestety bardzo często mapy regionów, można dostać tylko w regionie. Oczywiście świetnym źródłem map może być wszechsieć.  Internet (jakby ktoś się nie domyślił.)

Obecnie na planowany rajd posiadamy dwie mapy turystyczne (jeszcze jedna zamówiona), trzy topograficzne i jak się dogrzebię, to będzie to mapa z 1977, do której mam duży sentyment.


Dodaj komentarz so far
Dodaj komentarz



Dodaj komentarz